niedziela, 22 lutego 2015

ROZDZIAŁ 2 "Nie wiem jak i nie wiem kiedy..."

   Siedzimy spokojnie, jednak ciszę przerywa głośne i odważne pukanie do drzwi. Moja mama podchodzi, aby otworzyć. W wejściu ktoś stoi, jednak nie dostrzegam, kto to taki. Kobieta stoi osłupiała i z wrażenia otwiera buzię, a łzy napływają jej do oczu. Zaraz słyszę matczyny szloch, rzadko się to zdarzało, więc jeszcze bardziej wytężam wzrok, aby zobaczyć, kto przyszedł. Mój ojciec podchodzi do niej i przytula ją czule, po czym powoli odsuwają się od drzwi. Stoi w nich osoba w całym białym, przylegającym do ciała kostiumie, jedynie na piersi widnieje czarny napis „Strażnik Równości”.
   Matka siada na swoim ulubionym fotelu i próbuje się pozbierać. Stoję zdezorientowana, po czym szybko podbiegam do niej, ładuję jej się na kolana i przytulam do mokrego od łez maminego policzka. Próbuję ją pocieszyć, nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje.
   - Mamusiu… - szeptam.
   - Będzie dobrze… - mówi z czerwonymi od płaczu oczami.
   Biały człowiek podchodzi do mnie bliżej, całkowicie nie wiem, o co chodzi.
   - Musisz z nimi iść... - odzywa się nagle tato, a ja wpadam w płacz.
   - Będzie dobrze… - krzyczy moja mama, sama wątpiąc w to, co mówi. - Kocham cię Syden.
   Wtem strażnik chwyta mnie za ramię, a ja swoją długą, chudą nóżką kopię go w nogę.  Wcześniej siedział cicho, jednak teraz mówi:
   - W Edenie będzie ci… - mój szloch przerywa jego słowa.
   Jeszcze mocniej przytulam się do szyi kobiety, a człowiek w białym kombinezonie próbuję mnie odciągnąć.
   - Musimy iść.
   - Choćby nie wiem co się działo, pamiętaj że cię kocham Syden… - kobieta szepcze mi do ucha, a strażnik odciąga od mamy.
   Ciągnie mnie za rękę do wyjścia, a ja wyciągam dłoń w stronę rodziców, jakbym chciała ich złapać. Idę tyłem i wpatruję się w płaczącą kobietę, której właśnie odbierane jest dziecko, wtuloną w ramię mego ojca, który ze łzami w oczach patrzy na mnie bezradnie. Wychodzimy na zewnątrz, gdzie czeka nasz pojazd, mam nim pojechać do całkiem mi dotychczas nie znanego miejsca, z ludźmi, których nie znam. Rodzice wychodzą przez drzwi i stoją na progu, aby zapewne ostatni raz mi pomachać. Na samą myśl płaczę jeszcze mocniej i swoimi dziecięcymi piąstkami lekko, jednak z ogromną złością i rozpaczą, biję w rękę Strażnika Równości.
   Zapieram się nogami, po czym biegnę w stronę mamy i taty. Biała osoba przez przypadek puszcza moją rękę ze swych silnych dłoni, a ja gnam do rodziców. Przytulam się do nich, mając przeczucie, że widzę ich ostatni raz i że ostatni raz mogę wtulić się w miłą matczyną sukienkę, lub poczuć mocne objęcie mego ojca.
   Mama kuca przy mnie, wkłada mój blond kosmyk włosów za ucho i mocno mnie przytula, po czym mówi:
   - Idź skarbie.
   Człowiek z tak zwanego Edenu podchodzi do mnie i znowu łapię mą dłoń. Wpatruję się w rodziców i czuję jak mała, ale najbardziej szczera, jaka tylko może być łezka spływa po moim policzku.
   Strażnik łapie mnie i wsadza na motor, a ja poddaję się jego czynnościom, ponieważ jestem tak bardzo wpatrzona w ludzi, którzy tak długo się mną opiekowali, a teraz przychodzą jacyś ludzie i tak po prostu mam z nimi pójść.
   Osoba w białym kostiumie siada na środek transportu, i nagle ruszamy. Unosimy się w górze, a ja widzę jak rodzice stają się coraz mniejsi. Ruszamy do przodu, a mama i tato oddalają się, teraz widzę ich jakby zza mgły. Nagle całkowicie znika mi sprzed oczu ich obraz, po czym znowu wpadam w szloch. Otwieram buzię i wydaję z siebie okropne jęki.
   Zaraz jednak mój płacz przerywa głos Strażnika Równości, a ja na chwilę cichnę.
   - W Edenie będzie ci lepiej - mówi. - Nasz świat to świat równości, nie ma tam biedy, ani głodu, nie ma wojen - mówi z dumą ten, który wcześniej prawie w ogóle nie mówił, prawdę mówiąc myślałam, że nie wolno im się odzywać. - Od teraz tam będziesz żyła… - zaraz przerywam mu głośnym jękiem, po chwili do wycia jak wilk do księżyca dodaję jeszcze uderzanie nóżkami o motor.
    Przelatujemy przez ogromny mur, którego nie jest w stanie przekroczyć nikt ze świata, w którym zostali moi bliscy.  Patrzę na obie strony muru. Po jednej widzę piękną zieleń, brak wojen i jeden bardzo duży, zadbany budynek. Po drugiej widać głód i biedę, ludzi, którzy chodzą w podartych ubraniach i tych, którzy żebrzą, o chociaż kawałeczek chleba. Wiedzę budynki, jedne lepiej zadbane, drugie gorzej. Moje rozmyślania przerywa męski głos.
    - Tu będzie twój nowy dom… - mówi - W Edenie, Świecie Równości - mówi jeszcze głośniej i z taką dumą w głosie.
    Oglądam się znowu do tyłu i widzę jak mur się oddala, a z nim mój cały dotychczasowy świat, wszystko co udało mi się osiągnąć, i to co dalej nie do końca mi wychodziło. Wszystko nagle się rozmywa, a przed moim oczami jest pustka. Ogarnia mnie wielki lęk. Strach paraliżuje moje nogi i ręce, i nagle zaczynam czuć moją bezwładność. Czuję się jakby ktoś w dzieciństwie pozabierał mi wszystkie zabawki, jakby zabrał ciepłe łóżko i ciepłą kołderkę. Doznaję takiego uczucia jak małe dziecko, które zaraz najnormalniej w świecie ma zacząć głośno płakać, jednak teraz nikt nie odda moich zabawek, nikt się nade mną nie zlituje, jak nad małym człowieczkiem, który jest całkiem nie winny. Jestem jeszcze dzieckiem, ale nie bobaskiem, mam dziesięć lat.
   Dopiero teraz do mnie dociera co tak naprawdę się dzieje. To nie jest zabawa w chowanego, mój tato się chowa, a zaraz ja go znajduję, to nie jest jak zabawa w milczenie, że moja mama najpierw się nie odzywa, ale potem żeby dać mi szanse udaje, że nie może wytrzymać. Teraz ani mój tato nie wyskoczy zza któregoś drzewa, ani moja mama nie odezwie się do mnie. Czuję tak ogromny smutek, że nie jestem w stanie tego opisać, czuję lęk przez który nie mogę nawet płakać.
   Może i w nowym świecie jest dobrze, ale na pewno nie tak dobrze jak u mamy, na pewno nie tak dobrze jak na kolanach u taty. Teraz nic nie będzie takie samo.
   Odczuwam jak nasz motor opada na dół. Zerkam do przodu, a przede mną widzę ogromny budynek. Pojazd staje na ziemi, a jego kierowca zeskakuje z pokładu. Podchodzi do mnie i ściąga mnie na ziemię. Nareszcie staję na trawie i czuję jak moje nogi trzęsą się ze strachu.
   Strażnik chwyta mnie za rękę i oboje idziemy w stronę obiektu. Idziemy w wielkiej ciszy. Przypatruję się wielkiej budowli.
   Wchodzimy do środka przez olbrzymie, masywne wrota. Mężczyzna prowadzi mnie do jakiejś sali. Jest to Sala Spotkań.
   - Tu masz poczekać - mówi do mnie człowiek, z którym tu przyjechałam.
   Kiwam potakująco głową.
   - Ale… na co? - pytam cicho.
   - Na swojego opiekuna, to on będzie się od teraz tobą zajmować, rozumiesz? - na odpowiedź znowu kiwam głową.
   Spoglądam na wielką salę, w której siedzą inne dzieci, w takim samym wieku jak ja, również czekają. Ściany tego ogromnego pomieszczenia pomalowane są na biało. Na sklepieniu widać różne ozdoby, a na środku zawieszony jest piękny, duży żyrandol.
Moje nogi postawione są na białej, marmurowej, lśniącej się podłodze. W sali stoją cztery także marmurowe kolumny. Całe pomieszczenie podzielone jest na cztery sektory, my siedzimy w sektorze A. W każdym sektorze jest dziesięć siedzeń, mój numer to 2. Obejmuję wzrokiem całą salę. Widzę w niej bezradne dzieci, które nie mają pojęcia co się dzieje.
    Znowu mam ochotę, aby płakać, lecz widząc, iż Strażnik Równości wstaje, więc na chwilę powstrzymuję się od szlochu. W naszym kierunku zbliża się pewna dziewczyna razem z jakimś mężczyzną. Najpierw dziewczyna kręci się po sali, ale mężczyzna przywraca ją do porządku i idą do sektoru, w którym my się znajdujemy. Są już coraz bliżej, aż w końcu stają przy strażniku.
    Zasłaniam sobie rękami twarz, chcę o tym wszystkim jak najszybciej zapomnieć. Chcę aby to był tylko koszmar, chcę wrócić do domu! Mężczyzna szepcze coś do ucha dziewczyny, a ona kuca przy mnie i kładzie swe ręce na moich kolanach. Zabieram ręce z twarzy, ale głowę nadal mam opuszczoną.
   - Witaj - mówi dziewczyna miłym a zarazem suchym głosem.
   Mężczyzna ze strażnikiem odchodzą. Teraz zostałam jedynie z tą dziewczyną. Jest to nastolatka o blond, włosach za ramiona i lazurowych niczym woda w oceanie oczach.
   - Jestem Hadlee - dziewczyna wymawia swoje imię jakby z nutą obrzydzenia. - Od teraz będę twoją nową opiekunką, co prawda sądziłam, iż do opieki dostanę jakiegoś chłopca, jednak chyba chłopców im zabrakło - uśmiecham się lekko. - Jak masz na imię? - pyta.
   - Jestem Sy… - chwilę zastanawiam się co powiedzieć. - Syden.
   -A więc Syden, witaj w Edenie - mówi zmartwiona, a ja odnoszę wrażenie, że zaraz wybuchnę płaczem i czuję jak jedna łza płynie po policzku. Dziewczyna przeciera swoją ręką mój policzek i mówi:
   - Nie płacz, będzie… - nagle milknie, jakby coś sobie uświadomiła. Patrzę na jej puste spojrzenie i smutne oczy. Ona opuszcza głowę, a po chwili znowu ją podnosi. - Wiesz co… Chodźmy już - uśmiecha się krzywo.
   Idziemy w stronę wielkich wrót, a dookoła nas znajdują się dzieci w moim wieku, które również trafiły do tej jednej wielkiej klatki.
   - Po co tu jestem i kiedy to się skończy? Kiedy wrócę tam gdzie moje miejsce? Mam nadzieję że zdążę na obiad. - mówię nieco odważniej i spoglądam na dziewczynę idącą obok mnie.
   - To coś w rodzaju szkoły… - odpowiada trochę niepewnie. - Widzisz to coś jak szkoła z internatem… Ja… Nie mogę ci powiedzieć  kiedy wrócisz do Overu, bo.. jest mi to niewiadoma informacja…
   - Trochę tu strasznie - mówię i zaczynam się cicho śmiać, nie zdając sobie sprawy z sytuacji w jakiej się znajduję.
   - Nie śmiej się, najlepiej w ogóle nie pokazuj swych emocji, teraz musisz zapomnieć o tym - mówi sucho, jednakże w jej głosie mogę dostrzec nutę smutku.
    Znajdujemy się na końcu ogromnej sali. Przechodzimy przez duże wrota  i stoimy w długim korytarzu. Marmurowe podłogi i białe ściany, dosłownie lśniące i wyglądające tak jakby codziennie były na nowo malowane. Na nich wiszą obrazy, które również jak całe to miejsce nie pokazują najmniejszych emocji. Coś z tym miejscem jest nie tak.
   - Czy wszystko jest tu takie białe? - pytam udając powagę, jednak mimo to mam ochotę naraz się śmiać i płakać.
   Widzę jak opiekunka ma chcę się uśmiechnąć, jednak nie wiem jak długo siedzi w tym okropnym miejscu, ale zapewne, ono oduczyło ją tego robić.
   Skręcamy w prawo w nieco mniejszy korytarz. Teraz widzę mnóstwo drzwi. Wszystkie prawie takie same, różnią się jedynie zdjęciem widniejącym na nich. Sądzę iż jest to zdjęcie właściciela pokoju. Znowu skręcamy, aż w końcu dochodzimy do drzwi na których, nie jestem w stanie zrozumieć skąd, jest moje zdjęcie. Gdy patrzę na nie znowu mam ochotę się rozpłakać. W głowie tylko jedna myśl mi krąży, jak moja mama mówi „Kocham cię Syden”. Okropne uczucie. Okropne miejsce.
   Hadlee otwiera drzwi pokoju i zaprasza mnie do środka. Wchodzimy więc. Jedyne co jest w tym pomieszczeniu to łóżko, nad nim mała szafka na ubrania, naprzeciwko łóżka biurko, a na nim lampka. Ściany oczywiście białe.
   - Założyciel chyba lubił biały kolor - szepczę.
   Dziewczyna patrzy na mnie swym pustym wzrokiem i próbuje ukryć to, że patrzy na mnie z lekkim podziwem, po czym mówi:
   - To twój nowy pokój, tu będziesz od dziś mieszkać.
   - Hadlee - mówię cicho i nieśmiało, po czym patrzę na opiekunkę, która jakby lekko wzdryga się na samo to imię. - Nie wiem jak i nie wiem kiedy… ale… ja nie mogę tu być… Może niektóre dzieci bardzo chcą tu być, ale to nie jest miejsce dla mnie. Możecie mnie z kimś wymienić! - mówię z małą nadzieją, a dziewczyna wpatruję się we mnie ze smutkiem. - Muszę stąd iść. Pomyliliście mnie z kimś! Moje miejsce jest w tym jak to nazywacie „gorszym świecie”! - łzy napływają mi do oczu.
   - Od teraz tu będzie twoje miejsce - mówi od niechcenia, po czym chce zamknąć drzwi.
   - To jedna wielka ogromna pułapka - mówię cicho, tak że dziewczyna chyba nie słyszy co mówię. - A co jeśli mam klaustrofobię? - pytam.
   - Oby nie. Syden teraz ja się będę tobą opiekować. Codziennie będziesz chodziła na różne zajęcia i musisz wiedzieć co gdzie jest, dlatego teraz pokażę ci wszystkie sale. Chodź ze mną.
   Wstaję z łóżka, na którym siedziałam i podchodzę do dziewczyny, po czym rzucam jej błagalne spojrzenie. Me szaro niebieskie oczy całe świecą się od łez.  Dziewczyna odwraca wzrok, tak jakby chciała uniknąć płaczu, a za razem jest bardzo poważna. Zamyka drzwi i ruszamy długim korytarzem.
   - Jak mam do ciebie mówić - pytam próbując zagłuszyć okropną ciszę jaka tu panuje.
   - Jestem Hadlee… Tylko Hadlee…  Jestem dla ciebie tylko opiekunką. Tu nie ma zdrobnień, emocji… nie ma współczucia. Nie ma przyjaźni…
   Czuję że czegoś tu brakuje, w sumie brakuje tu wielu elementów, ale co najważniejsze brakuje mamy która przytuli kiedy jesteś smutna i taty, który powie „Bądź dzielna”, nie ma miłości. Wszyscy których sobie ukochałam nagle zniknęli za wielkimi murami… Nikt w tym wielkim więzieniu nie wie co to miłość, uczucia, emocje… Wszyscy są surowi i poważni…
   Dochodzimy do dużych drzwi i wchodzimy do środka. Stoimy w dużym pomieszczeniu. Znajdują się tu jednoosobowe ławki i ogromna tablica.
   - Tu będą twoje codzienne zajęcia, jak w zwykłej szkole - mówi.
   Kiwam lekko głową na znak, że zrozumiałam i wychodzimy z pomieszczenia. Kierujemy się w stronę kolejnych drzwi i wchodzimy do środka.  Po całej sali rozwieszone są worki do boksu. Spoglądam na ćwiczącą tu młodzież i obserwujących ich zapewne opiekunów.
   - Tu natomiast będziesz trenowała boks - mówi - chociaż nie wiem czy dasz radę - szepcze pod nosem, a ja zerkam na nią lekko oburzona.
   Opuszczamy pomieszczenie i idziemy korytarzem do kolejnej sali ćwiczeń. Jest to pomieszczenie do ćwiczenia łucznictwa.
   - Jednakże tu…
   - Będę się uczyć strzelać z łuku - kończę, a ona patrzy na mnie dziwnym wzrokiem. - Hadlee - zaczynam mówić - ty nie jesteś taka jak oni, prawda? - spoglądam na innych opiekunów, którzy stoją sztywno i jedyne co potrafią zrobić, to tylko mówić żeby coś poprawić w technice strzelania. Żadnych pochwał, nawet jeśli uczeń trafi w sam środek tarczy.
   Dziewczyna jednak mi nie odpowiada. Wychodzimy na korytarz.
   Potem zwiedzamy jeszcze kilka pomieszczeń, które niezbyt mnie interesują, ponieważ jestem bardzo zmęczona całym tym dniem. Po jakimś czasie wracamy do „mojego” pokoju. Siadam na łóżku i rozglądam się po pomieszczeniu.
   - A co z ubraniami, nie mam nic do założenia - mówię.
   - W szafce nad tobą, wszystko co potrzebne się znajduje. Tu wszyscy chodzą ubrani tak samo. W Edenie panuje równość. Nie ma ludzi gorszych i lepszych, nie ma głodu, ani braku ubrań. Nie ma wywyższania się, wszyscy są równi… - nagle przerywa jakby nie wiedziała co dalej mówić.
   - Mogłaś sobie zapisać na ręce tą nędzną formułkę, którą zapewne wciskacie wszystkim dzieciom - mówię lekko rozbawiona, lecz także i zła jak, i smutna. Słysząc jak dziewczyna mówi prawie jak robot zastanawiam się czy ona jest taka sama jak oni wszyscy. Trochę zaczynam wątpić w to że ona może być inna. Jedyne czego teraz pragnę to najlepiej ciszy i spokoju, jestem zła na nią, że ona też się tak łatwo dała tym, co ją w to wplątali… Oczywiście nie mogę jej źle oceniać. Sądzę że posiada ona jeszcze resztki swojej godności. Wiem, że ona taka nie jest! Ona jest inna! Ona musi być inna! Chociaż może to jedynie moje wyobrażenie, aby jakoś znieść to miejsce… Może tu ludzie naprawdę nic nie czują, nie mają uczuć… Czy to jest ten lepszy świat?  Gdzie miłość, której potrzebuje każde dziecko? Fakt, może w Over nie ma tej jak oni to nazywają „równości”, ale jest miłość! Ludzie nie mogą być wszyscy tacy sami. Nie chcę spędzić mojego życia w jakiejś dziurze, w której nawet nie mogę użyć zdrobnienia. Bo co? Rzucą mnie na pożarcie wilkom?! To jest ta ich „równość”? Ta sprawiedliwość?
   - Na razie idę, a ty tu siedź…  Jak będzie coś ważnego, to po ciebie przyjdę, dobrze? - dziewczyna wyrywa mnie z rozmyślania.
   - Jasne. Będę siedzieć w tym obumarłym miejscu, bez uczuć, mogę na przykład… O wiem! Patrzeć się w sufit! - rzucam zła. - Hadlee, nie wiem jak i nie wiem kiedy… - powtarzam tym razem bardziej czule to co już wcześniej jej mówiłam.
   Opiekunka wychodzi za drzwi i słyszę jak głośno wzdycha. Pewnie nie sądziła że to zajęcie może być, aż tak męczące.

_____________________
I jak się podoba? Czekam na opinie ;) Szczerze mówiąc jestem dumna z tego rozdziału, mimo że blogger znowu "zjadł" mój tekst :( Ale nieważne... :) Nie mogę się doczekać aż będę pisać kolejny rozdział ^.^ Dobra, już opanuj się... Więc... jak tam? ♥ Co sądzicie o Syden i Hadlle? Czekam... ;)

7 komentarzy:

  1. Hejo hejo! ;)
    Świetny styl pisania. Bardzo podoba mi się sposób, w jaki przedstawiasz doznania bohaterki - w tym wypadku małej dziewczynki. Podkreślasz wszystkie kierujące nią emocje, za to się chwali. ;)
    Okey, jesteśmy już tutaj w tej historii, zastanawia mnie o czym będzie pisać i z czyjej perspektywy trzecia współtworząca tego bloga. Całe szczęście nie obawiam się, jak jej to wyjdzie, bo zdążyłam już trochę poznać jej twórczość - Na pewno dasz sobie radę Green Arrow! ^^
    Hm. Naprawdę nie mam pojęcia co dalej wymyślicie... Czyżby niektórzy mieszkańcy Edenu (czemu to ZAWSZE musi być Eden?! :D) sprzeciwią się panującej zasadzie równości? Ciekawi mnie też na jakiej podstawie wybierani są potencjalni nowi mieszkańcy raju... :))
    Czekam na kolejny wpis! ^^
    ~Rebecca~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz ^^ I dziękuję za pochwały (staram się jak mogę) ;) ♥ Żadnych sekretów nie mogę zdradzić, zapewne zdajesz sobie z tego sprawę ;) Mogę powiedzieć jedynie, że więcej w kolejnych rozdziałach *.* Dziękuję jeszcze raz :)

      Usuń
  2. Nie spodziewalam sie ze bedzie az tak oschla dla tej dziewczynki, ale cos czuje ze niedlugo to sie zmieni ;) swietny'blog, pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się wasz blog, ogólnie tematyka i sposób pisania. Juz polubiłam Syden! Chociaż zastanawiam się jak po takim przeżyciu - odebraniu jej rodzicom, zmianie otoczenia jest w stanie analizować zachowanie Hedlle. Jestem ciekawa czy sprawdzi się jako opiekunka.. bo skoro ma uczucia i nie czuje tej całej "równości" to czy będzie w stanie wyprać Syden z uczuć.. czekam na następny! Green Arrow mam nadzieje ze twoja postać bedzie miała niebieskiego psa za przyjaciela! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za komentarz ;) To bardzo, BARDZO mnie motywuje do dalszego pisania :)
      PS Ja też czekam na kolejny! ^.^

      Usuń